czwartek, 21 grudnia 2017

Oczekiwanie


     Witajcie! Jak Wasze przygotowanie do Świąt? Wszystko zapięte na ostatni guzik czy wręcz przeciwnie? My w tym roku postawiliśmy na totalny LUZ, dlatego w Wigilię Bożego Narodzenia jesteśmy po raz pierwszy w czwórkę w naszych czterech kątach (plus pies oczywiście). Przebodźcowanego niemowlaka przerabialiśmy kilka lat temu i nauczeni doświadczeniem stwierdziliśmy z moim "M" ,że w tym roku nigdzie się nie ruszamy. Tak bez pośpiechu i bezsensownego napięcia (tym bardziej,że młodsza córeczka jest aktualnie w trakcie ząbkowania). Większość prezentów miałam zrobionych już na przełomie października i listopada (czynię tak już od dobrych kilku lat i szczerze polecam Wam sposób "na chomika")więc pod tym względem też totalny luz, blues i orzechy!
Oczywiście ze względu na fakt, że przy wigilijnym stole zasiądą dwie osoby dorosłe, dziecko i niemowlę, to próżno szukać 12 potraw czy w ogóle niektórych tradycyjnych dań. Wiecie, są takie dania na widok których robi mi się zwyczajnie słabo...i ich po prostu nie będzie. Po kolacji przeżyjemy pewnie najazd gości, ale takie najazdy to ja już mogę brać na swoją klatę;) Z otwartymi ramionami "wrencz"!


Kochani - nie wiem czy to nie ostatni post przed świętami, więc gdybym nic już nie wyskrobała, to przyjmijcie ode mnie najlepsze życzenia.
Zdrowia, spokoju, radości. Odpocznijcie, nacieszcie się wspólnym biesiadowaniem i wolnym czasem. Tak po prostu, po ludzku i szczerze. 
Ja mam nadzieję trochę odpocząć, nacieszyć się wspólnymi chwilami z moim "M", dzieciakami i faktem, że nic nie "musimy" tylko "możemy". Pewnie wyciągniemy planszówki i będziemy grać, śmiać się i wysypiać na zmianę, bo już nie pamiętam kiedy ciągiem przespałam trzy godziny. Dwie się zdarzyły, ale trzy??? Nie....Więc może uda się spełnić takie małe marzenie? Bo jak to mówią słowa jednej świątecznej piosenki śpiewanej przez Annę Marię Jopek:
"I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia
Kto wie czy za rogiem nie stoją Anioł z Bogiem
Nie obserwują zdarzeń
I nie spełniają marzeń".

I tym pozytywnym akcentem kończę :) Do następnego!






środa, 13 grudnia 2017

Święta Bożego Narodzenia

 

  Moi Kochani nie wiem jak Wy, ale ja już czuję święta... Może 
dlatego, że te będą tak bardzo wyjątkowe, bo w powiększonym gronie? Cieszę się na nie jak dziecko... Obiecałam sobie, że w tym roku nie kupuję żadnych ozdób, tylko wszystko przygotowuję sama (no, z pomocą Basi oczywiście). Chcę aby było klimatycznie i przytulnie. Po naszemu. Dlatego obmyślałam strategię działania a w mojej głowie co rusz pojawiają się nowe pomysły... Święta Bożego Narodzenia to dla mnie czas wyjątkowy i magiczny. Jak wiecie jestem bardzo sentymentalna i zawsze o tej porze roku wspominam czasy gdy byłam małą dziewczynką.
Gdy pomagałam w robieniu sałatki czy pieczeniu ciasta lub gdy doprowadzałyśmy z siostrami i kuzynką babcię do szewskiej pasji wkładając jej paluchy prosto do garnka (oczywiście nie zawsze czyste). W tym czasie skupiam się na moich bliskich jeszcze intensywniej niż zwykle. Dlatego moje myśli krążą teraz wokół babci, której bardzo mi brakuje... Która sprawiła, że święta wspominam jako coś magicznego i wyniosłego. I staram się przekazywać tę pałeczkę dalej. Wiecie, ile ja się napracowałam, żeby moje naleśniki czy racuchy smakowały choć w połowie tak jak jej?
 Chyba każdy z nas tak ma, że gdy poczuje konkretny zapach i zamknie oczy to przeniesie się choć na chwilę do miejsca gdzie było słychać śmiechy, a w powietrzu unosił się smak zupy grzybowej, czerwonego barszczu.... no właśnie... smak dzieciństwa, beztroski... Ja tak mam, pewnie większość ludzi także. Podobnie mam gdy słyszę dany utwór muzyczny. W momencie mogę poczuć się lepiej lub bardziej zdołowana. 
 Wracając jednak do babci, ta powiadała, że święta przygotowuje się tak naprawdę w większości dla dzieci. "To dla ich uśmiechu i radości. Starszy człowiek nie potrzebuje już wiele". Kiedyś nie pojmowałam jej słów. Dziś rozumiem je lepiej niż kiedykolwiek.

  Dlatego podczas przygotowania do świąt życzę Wam niczym autor mojej ukochanej książki, żeby pamiętać o tym swoim wewnętrznym dziecku, które każdy z nas nosi w sobie. Pozwólcie mu choć na chwilę dać ponieść się radości. Olejcie wszystkie MUSZĘ/WYPADA/ NIE WYPADA/  lub CO POWIEDZĄ INNI.

"Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym." Mały Książę, Antoine de Saint- Exupery. 





Choinka zrobiona przez Basię w zerówce.











 W tym roku postawiłam na drewniane ozdoby. Robiłam je chyba półtora miesiąca z przerwami, jednak nie żałuję;)



piątek, 1 grudnia 2017

Kalendarz adwentowy


   Minął ponad miesiąc od mojego ostatniego wpisu. I to nie dlatego,że ja taka leniwa jestem, o nie... Matka Polka ze mnie totalna. Przerobiłam w ostatnim czasie infekcję u moich dziewczyn, moją a nawet chorobę naszego psa. Na szczęście jest już całkiem okay, choć moja Jagódka to prawdziwy mleczny ssak, co to nie odpuszcza mamie nawet na pięć minut. Po takim maratonie nocnego karmienia, a w zasadzie "ciumkania" czuję się jak zombie. Wyglądam jak zombie. I nawet myślę już z lekkim, jakby to powiedzieć opóźnieniem.
No dobra, ale ja nie chciałam się Wam żalić, tylko delikatnie wytłumaczyć swoją absencję. Ludzie, wreszcie dorwałam się do klawiatury i gdyby nie to,że jest prawie północ to mogłabym wrzeszczeć z radości na całe gardło!
Wiecie... w ostatnim czasie jestem bardzo rozdarta... Bo fizycznie nie mogę wyżywać się rękodzielniczo a nosi mnie jak diabli. Moje styki w głowie wariują, co chwilę wpada mi do tej przemęczonej głowy jakiś genialny pomysł na diy a tu lipa... Moja Jadzia ma czas i zarezerwowała sobie mamę tylko dla siebie. 


Jednak do brzegu.


  To, że zrobię w tym roku kalendarz adwentowy wiedziałam już bodajże w lipcu. Już wtedy moje trybiki w głowie chodziły i jarały się, co by tu ciekawego wysmyczyć... Było kilka opcji. Wiadomo jak to u mnie z czasem jest... dzieciaki pochłaniają go w większości, ale mimo to mam swój pierwszy w życiu własnoręcznie wykonany kalendarz!!! Mam nadzieję, że odkrywanie go przyniesie sporo frajdy i wywoła uśmiech i że Basia nie będzie męczyć mnie o możliwość zaglądania do niego z wyprzedzeniem... Teoretycznie ustaliłyśmy reguły gry. Mam nadzieję, że będzie się ich trzymać w praktyce, bo jest już dużą i mądrą dziewczynką;)
Robienie kalendarza sprawiło mi sporo frajdy i już teraz wiem,że będę starała się robić go co roku. Może powstanie jakaś mała tradycja? Naprawdę, to kupa dobrej zabawy! Nie tylko z jego tworzeniem, ale również z jego odkrywaniem. A fakt, że włożyłam w niego sporą dawkę serca i siebie sprawia, że jest wyjątkowy. Gorąco polecam Wam takie przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, bo dzięki temu ten czas jest jeszcze bardziej wyjątkowy i magiczny.




Przypinki i kilka ozdób kupiłam w sklepie  Mysi Ogonek








 Proste torebki z papierowymi serwetkami. Całość spakowana do skrzynki z odzysku po mandarynkach. Miało być ekologicznie i kolorowo;)

 To czego aktualnie u nas w domu słuchamy. Czekamy jeszcze na przesyłkę z płytą Franka Sinatry ze świątecznymi przebojami. 

Kilka dni temu obchodziliśmy z moim mężem naszą małą rocznicę. Stuknęło nam już sporo na liczniku od momentu gdy mój "M" wysłał do mnie najważniejszą w życiu wiadomość;) Kiedyś wspomniałam mu,że podobają mi się makramy i makatki a on sprawił mi zimową makramę w prezencie....Już kilka razy o tym pisałam,ale napisze jeszcze raz - mam najlepszego męża ever!

sobota, 14 października 2017

Jesiennie

   

  Pogoda nas ostatnio nie rozpieszcza... Generalnie stworzyłam sobie nawet teorię (taką wiecie, na własny użytek), iż albo generalnie jest do bani albo zwyczajnie w innych rejonach kraju jest super, tylko w naszym nie. Jednak rzeka mocno wylała, więc chyba nasza "polska złota" poszła sobie do lasu na grzyby. Mimo to, postanowiłam uchwycić jej choć trochę na zdjęciach. Tak dla lepszego samopoczucia. Mimo deszczu, wiatru i ponurych dni lubię tę naszą jesień - zaraz powiem Wam dlaczego. 

  Niektórzy (chyba znaczna większość osób z którymi przyszło mi rozmawiać na ten temat) na samą myśl o jesieni popadają w przygnębienie i czują dreszcze. Nie mogę powiedzieć, że to moja ulubiona pora roku, bo kocham wszystkie cztery, ale jakoś czuję do niej ogromy sentyment...


Za kolorowe liście.
Za krótkie wieczory.
Za mgłę i fakt, że ziemia pachnie już tak "inaczej".
Za to, że po deszczu nic tak wybornie nie smakuje jak gorąca herbata czy ciepła, aromatyczna zupa.
Za kapanie deszczu o szyby...Płyty winylowe z ukochaną muzyką są jak najbardziej na czasie.
Za to, że pies częściej ogrzewa twoje nogi i więcej się przytula.
Za długie rozmowy z moim "M".
Za kasztany, żołędzie i możliwość buszowania w liściach.
Za ogniska i pieczone ziemniaki.
Za grzybobrania.
Za przygotowywania do Świąt Bożego Narodzenia.

Za smak dyni.

Ponadto nowa pora roku przyniosła pewne zmiany. Nie tylko w naszym otoczeniu i w naszym domu ale także takie większe i wewnętrzne, bo:

- Tydzień temu odbył się chrzest Jagódki, więc było to duże wydarzenie dla naszej rodziny. Bałam się, jak moja mała zniesie mszę, przecież to taka maruda...ale ale... moje dziecko pozytywnie mnie zaskoczyło (chyba zresztą nas wszystkich). Chcę tylko jeszcze napomknąć, że dla proboszcza parafii należą się wielkie brawa, gdyż udostępnia rodzicom na czas mszy osobny pokoik gdzie można zająć się maluszkiem. Wiedziałam,że Jagoda przed uroczystością mało zjadła, więc na początku mszy usiadłam sobie wygodnie na kanapie w owym pokoju i zaczęłam po prostu karmić moją córeczkę. A ta, uspokoiła się przy piersi mamy i resztę mszy spokojnie przespała na rękach u taty. Można? Można.

- Czy tylko mi dynia kojarzy się z jesienią? Nie? Gdy zobaczyłam taką ogromną dynię u moich rodziców postanowiłam,że zrobię po raz pierwszy w swoim życiu dżem. Nie chciałam, żeby się ta piękna i dorodna dynia zmarnowała (to po pierwsze) a po drugie chyba poczułam prawdziwy instynkt Matki Polki. Mój mąż przyszedł mi z odsieczą i pomógł z większością prac przy tartce. Ja dzielnie robiłam całą resztę(pomiędzy karmieniami i milionem pobudek Jadzi, bo cała akcja rozgrywała się nocą oczywiście). Byłam z siebie bardzo dumna!!! Zresztą jestem do tej pory. Myślę, że to taki mały kamień milowy w moim życiu (możecie się z tego śmiać, ale tak właśnie to odbieram).

 - Od trzech tygodni rozpoczęłam przygodę z treningami siłowymi dla kobiet i już zauważam pierwsze subtelne efekty. Chyba wreszcie znalazłam ćwiczenia dla siebie. Tak na serio, bo coraz bardziej się w nie wkręcam. Nie ma u mnie tragedii, bo w ciąży przytyłam książkowo, ale wewnętrznie czuję, że to ten czas. Mój czas, kiedy chcę coś zmienić w swoim wyglądzie i robić coś tylko dla siebie. Dobry egoizm nie jest zły;)

A Wy za co lubicie jesień? Jeśli lubicie...


P.S. Kolejne posty będą już typowo wnętrzarskie, bo trochę się pozmieniało w moim domu wraz z nową porą roku. Aaaaa...no i będzie trochę DIY:)









wtorek, 26 września 2017

Koniec lata

   

  Oj długo mnie tu nie było... Pewnie domyślacie się z jakiego powodu ostatnio rzadko tu zaglądam. Regularnie czytam Wasze blogi, jednak na komentowanie często brakuje mi czasu - za co Was serdecznie przepraszam. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się nadrobić zaległości. Jak już pisałam Wam jakiś czas temu, moja druga córeczka okazała się egzemplarzem wysoce (mega? giga? hiper???) absorbującym. Mimo skończenia czterech miesięcy i zapewnień "doświadczonych" w tym temacie bardziej ode mnie nic w tej kwestii się nie zmieniło i nie ustabilizowało. Jedyna czynność, która jest u nas w domu o stałej porze, to kąpiel proszę państwa. Wszystko inne jest jedną, wielką niespodzianką. Wiecie, ja nie zdawałam sobie sprawy, że są niemowlęta, które prawie nie potrzebują snu, a gdy już zasną są wręcz prawie całkowicie "nieodkładalne". Myślałam, że to jedna, wielka ściema! 

  O ironio losu... Jeżeli moje dziecko prześpi ciągiem 15 minut w wózku (a nie na mnie) jest dla mnie ogromnym sukcesem i powodem do szczęścia. Wiecie ile czynności można zrobić w 15 lub 20 minut? Oj, bardzo, bardzo dużo (i nie mam na myśli picia zimnej kawy). Można powiesić pranie, wstawić kolejne, zrobić jakąś tam część obiadu, odkurzyć z grubsza dom i umyć podłogę. A na koniec wskoczyć jeszcze na dosłownie pół minuty pod prysznic (trudno się nie spocić;). Świetnym rozwiązaniem jest dla mnie chusta, bo zwyczajnie Jagódka już załapała o co w tym wszystkim chodzi, więc siedzi w niej coraz chętniej (szczególnie na dworze). Bez tego prostego wynalazku byłoby mi cholernie ciężko. Każdego dnia zresztą dziękuję, że ktoś wymyślił pralki, odkurzacze, suszarki, piekarniki czy ciepłą wodę w kranie...
  
   Mimo trudności i ogólnego przemęczenia jestem szczęśliwa. Czuję, że żyję (dosłownie i w przenośni) o czym przypominają mi każdego dnia moje córeczki i nasz pies, którego czasem (ale coraz rzadziej) mam ochotę wysłać na Księżyc. Kocham to moje macierzyństwo obfitujące w całą paletę uczuć (tych pięknych i tych trochę mniej fajnych). Wiecie co mnie najbardziej rozczula? Gdy Basia opowiada młodszej siostrze swoje historie, a ta słucha z zaciekawieniem. Albo jak Baśka całuje i głaszcze Jagodę, a ta ciągnie ją za włosy. Wtedy wiemy z moim mężem,że najpiękniejsze co mogliśmy dać naszym dzieciom, to siebie nawzajem. 

  Lubicie spontany? U nas tylko one wchodzą w grę. Dlatego ostatnio długo się nie zastanawialiśmy, tylko korzystaliśmy z pięknej pogody. Nie wiedzieliśmy,że tak urokliwe miejsce jest zaledwie 5 minut drogi samochodem od naszego domu. Najciemniej pod latarnią, prawda? Wszyscy zgodnie postanowiliśmy,że będziemy tam częściej zaglądać (Basia już zapowiedziała, że zabiera kalosze). Zostawiam Was teraz ze zdjęciami i mam nadzieję do zobaczenia już wkrótce (szykują się zmiany w naszym domu:)))