wtorek, 26 września 2017

Koniec lata

   

  Oj długo mnie tu nie było... Pewnie domyślacie się z jakiego powodu ostatnio rzadko tu zaglądam. Regularnie czytam Wasze blogi, jednak na komentowanie często brakuje mi czasu - za co Was serdecznie przepraszam. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się nadrobić zaległości. Jak już pisałam Wam jakiś czas temu, moja druga córeczka okazała się egzemplarzem wysoce (mega? giga? hiper???) absorbującym. Mimo skończenia czterech miesięcy i zapewnień "doświadczonych" w tym temacie bardziej ode mnie nic w tej kwestii się nie zmieniło i nie ustabilizowało. Jedyna czynność, która jest u nas w domu o stałej porze, to kąpiel proszę państwa. Wszystko inne jest jedną, wielką niespodzianką. Wiecie, ja nie zdawałam sobie sprawy, że są niemowlęta, które prawie nie potrzebują snu, a gdy już zasną są wręcz prawie całkowicie "nieodkładalne". Myślałam, że to jedna, wielka ściema! 

  O ironio losu... Jeżeli moje dziecko prześpi ciągiem 15 minut w wózku (a nie na mnie) jest dla mnie ogromnym sukcesem i powodem do szczęścia. Wiecie ile czynności można zrobić w 15 lub 20 minut? Oj, bardzo, bardzo dużo (i nie mam na myśli picia zimnej kawy). Można powiesić pranie, wstawić kolejne, zrobić jakąś tam część obiadu, odkurzyć z grubsza dom i umyć podłogę. A na koniec wskoczyć jeszcze na dosłownie pół minuty pod prysznic (trudno się nie spocić;). Świetnym rozwiązaniem jest dla mnie chusta, bo zwyczajnie Jagódka już załapała o co w tym wszystkim chodzi, więc siedzi w niej coraz chętniej (szczególnie na dworze). Bez tego prostego wynalazku byłoby mi cholernie ciężko. Każdego dnia zresztą dziękuję, że ktoś wymyślił pralki, odkurzacze, suszarki, piekarniki czy ciepłą wodę w kranie...
  
   Mimo trudności i ogólnego przemęczenia jestem szczęśliwa. Czuję, że żyję (dosłownie i w przenośni) o czym przypominają mi każdego dnia moje córeczki i nasz pies, którego czasem (ale coraz rzadziej) mam ochotę wysłać na Księżyc. Kocham to moje macierzyństwo obfitujące w całą paletę uczuć (tych pięknych i tych trochę mniej fajnych). Wiecie co mnie najbardziej rozczula? Gdy Basia opowiada młodszej siostrze swoje historie, a ta słucha z zaciekawieniem. Albo jak Baśka całuje i głaszcze Jagodę, a ta ciągnie ją za włosy. Wtedy wiemy z moim mężem,że najpiękniejsze co mogliśmy dać naszym dzieciom, to siebie nawzajem. 

  Lubicie spontany? U nas tylko one wchodzą w grę. Dlatego ostatnio długo się nie zastanawialiśmy, tylko korzystaliśmy z pięknej pogody. Nie wiedzieliśmy,że tak urokliwe miejsce jest zaledwie 5 minut drogi samochodem od naszego domu. Najciemniej pod latarnią, prawda? Wszyscy zgodnie postanowiliśmy,że będziemy tam częściej zaglądać (Basia już zapowiedziała, że zabiera kalosze). Zostawiam Was teraz ze zdjęciami i mam nadzieję do zobaczenia już wkrótce (szykują się zmiany w naszym domu:)))