poniedziałek, 28 września 2015

Wisior i Cyrk Medrano

Hej! Dzisiejszy wpis będzie o pewnym wisiorze, który udało mi się zrobić jakiś czas temu i o pierwszym wypadzie do cyrku;-) Na pierwszy ogień idzie cyrk... Nie wiem jak Wy, ale ja byłam pierwszy raz w takim miejscu. Jakoś nigdy nie było mi po drodze, a i zdanie na temat cyrku miałam nie najlepsze... Przekonała mnie moja córeczka i mój mąż, który także w cyrku nigdy nie był. W sumie to traf chciał, że udało nam się trafić na cyrk światowej sławy, który zdobył statuetkę Złotego Klowna, czyli zawitał w strony naszego miasta włoski cyrk Medrano. Wszystko jak najbardziej profesjonalnie, mój kochany mąż zdobył dla nas miejsca w specjalnej loży , najbliżej sceny, za które także zapłaciliśmy sporo...No ale czego się nie robi żeby miło spędzić czas w niedzielne popołudnie? Basia nie mogła się doczekać, ciągle się dopytywała kiedy będzie mogła iść do wyczekiwanego miejsca, ja i mąż mięliśmy mieszane uczucia. Szczerze? Pierwszy raz poczułam tę atmosferę, widziałam zadowolenie w oczach występujących, którzy wychodząc czują niesamowitą adrenalinę. Widać i czuć jednocześnie, że cyrk, to ich życie, ich pot, łzy szczęścia i smutku. Ale to ich miejsce. I to było dla mnie niesamowite....Oczywiście na sam dźwięk języka włoskiego szybciej zabiło mi serce, ponieważ przez trzy lata w liceum uczyłam się tego języka. I nawet mój mąż zauważył, że odezwały się we mnie dawne wspomnienia i sentymenty....Moja córcia raz biła brawo prawie wyrywając się do przodu, gdy innym razem zwyczajnie się nudziła. Po występie słoni mała stwierdziła, że ona już chce do domu. Wcześniej odezwała się u Baśki alergia, więc zwyczajnie przypuszczałam,że to może się tak skończyć. Nie byłam zła, tylko chwyciłam ją za rękę i zwyczajnie wyszliśmy ze świetnego spektaklu bez żalu. Rodzice chyba tak mają (przynajmniej większość z nich;-) Niestety nie mam zdjęć (nie można było ich robić) ale mamy świetne wspomnienia! Radość w oczach Baśki, która dziś się wszystkim chwaliła, że widziała prawdziwe tygrysy tak blisko, blisko - bezcenne. Ach, zupełnie zapomniałam - mamy świetne zdjęcie naszej trójeczki zrobione razem z klownem i kotem Sylwestrem! Takie na spontanie, a moja córeczka stwierdziła, że zrobię jej ładną ramkę i foto będzie stało (lub wisiało) u niej w nowym pokoiku...

A teraz na temat wisiora - będzie krótko. Zrobiony na całkowitym spontanie, w nocy podczas której chciałam trochę poeksperymentować z modeliną. Czy mi się udało? Tego nie wiem, ale odkryłam kilka nowych możliwości;-) Jest naprawdę duuuuży!

P.S. Przepraszam, że ostatnio do Was nie zaglądam (brak czasu) ale obiecuję, że postaram sie nadrobić zaległości...




4 komentarze:

  1. Podziwiam - ja bym się nie podjęła zrobienia "obrazu" w medalionie ;) jest świetny! Pierwszy raz taki widzę ;)
    co do cyrku - byłam kiedyś, jak byłam dzieckiem. Super, że mile spędziliście czas - z Twojej notki aż biła ekscytacja i radość!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam trochę poeksperymentować;) dowiedziałam się kilku fajnych rzeczy o modelinie, a raczej o tym jak się zachowuje. I chyba jak na pierwszy raz jestem zadowolona z efektu;)pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Paulina, niesamowity jest ten medalion. Taki trochę mroczny, ale w bardzo intrygujący sposób :-)
    Doskonale rozumiem Twoją radość z widoku podekscytowanej córeczki - mało co tak cieszy w życiu, prawda? Ja akurat o cyrkach mam nie najlepsze zdanie, nie jestem też fanką zoo.. często zbyt przedmiotowo traktuje się tam zwierzęta, choć mam świadomość, że dzieciaki postrzegają to inaczej i wizyta w zoo lub cyrku może im sprawić wiele radości.
    Wyjście w środku spektaklu? Skąd ja to znam... nam kiedyś przepadł romantyczny weekend w Rzymie, bo Anka złapała zapalenie płuc (a ostatecznie mnie zaraziła). Do głowy mi nie przyszło, by tego żałować, bo najważniejsza była wtedy ona. Tak to już jest :-) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie przepadam za zoo i cyrkiem właśnie z tego samego powodu, co Ty, choć wiele osób mi mówi, że przesadzam... Chociażby dlatego, że zwerzaki urodzone w niewoli nie znają innego zycia i nie poradzą sobie bez człowieka. Choć powiem Ci szczerze, że w cyrku było klimatycznie;) Wyjazd na wakacje też nam przepadł przez chorobę małej, ale co tam.... Jakoś specjalnie się tym nie przejeliśmy;) Pozdrowienia dla Ani oczywiście!

    OdpowiedzUsuń