Dziś rano obudziłam
się w innej krainie... Mróz przykrył małymi, białymi kryształkami każdą
gałązkę, kwiat czy pajęczynę... Do tego wschód Słońca...i Basia krzątająca się
na bosaka po domu w poszukiwaniu najlepszej gumki do włosów. Niby początkowo
było "szybko, szybko" ale nagle obie przystanęłyśmy. Włączyłam płytę
winylową, mała poszła umyć zęby. Niby zwykły poranek, jednak taki inny, dający
mnóstwo energii na cały dzień. Piękny. Zwyczajny. Nasz. Pierwszy raz Baśka
włożyła rękawiczki (mróz, wiadomo), ciepłą wełnianą czapkę, pomachała mi i z
tatą za rękę dumnie pomaszerowała do samochodu. Starszak w grupie, wiadomo
przecież... A ja zrobiłam sobie gorącej herbaty i obserwowałam jak znikają we
mgle. A po jakimś czasie mąż wpada niepodziewanie z bukietem róż...a ja taka
poczochrana, w piżamie...no nieogarnięta totalnie. Prędko nadrobiłam zaległości, a potem tak na bardzo
szybko zjedliśmy wspólne śniadanie. Mężowski bardo się spieszył, ale jak sam
stwierdził "nie mógł choć na chwilę nie wpaść na gorącą kawę i smaczne kanapki".
Ja cała w skowronkach, że po 13 latach związku (wkrótce nasza rocznica, gdzie
przez sms'a mąż wyznał mi miłość) i 7 małżeństwa mój mężuś nadal o mnie pamięta
i potrafi mnie totalnie rozłożyć na łopatki. Cudownie jest być u siebie, zjeść
nawet przyspieszone śniadanie i nie martwić się czy komuś to przeszkadza czy
nie. Dziś było tak słonecznie, magicznie i cudownie że aż chciałam się
uszczypnąć i sprawdzić czy ja już naprawdę wstałam i wyszykowałam Baśkę do tego
przedszkola czy jednak nie.... Też macie czasem tak, że wystarczy jeden promyk
Słońca, kogoś uśmiech, jakaś piosenka w radiu żeby unieść się kilka centymetrów
nad ziemią???
Ostatnio mężowski zaliczył wizytę w poznańskim sklepie z winylami i między innymi przywiózł właśnie to;-) Prawdziwe perełki... Nie wiem czy kojarzycie, ale ten łysy pan to słynny Kojak;-) Nigdy ale to nigdy bym nie wpadła na to, że ma taki głos...
Jeszcze jakiś czas temu w jadalni było nad lamperią goło i wesoło. Od kilku dobrych tygodni wisi tam takie coś. Myślałam o akwarelach, a tu Baśka pewnego dnia wchodzi z zadowoloną miną "patrz mamo co znalazłam!!!!"
Poranek - marzenie. Ja codziennie wstaję 5 minut wcześniej, niż potrzeba i patrzę przez okno naszej sypialni na poddaszu na budzący się świat. O tej porze roku jest naprawdę magicznie - jeszcze ciemno, mróz maluje wszystko na biało, a w sąsiednich domach światła w oknach jak małe latarenki. Albo mgła, o której piszesz. Wtedy to dopiero jest niesamowite wrażenie :)
OdpowiedzUsuńP.S. Mąż na medal!
A obraz pasuje idealnie ;)
Latem uwielbiałam parę minut po czwartej rano podnieść roletę tylko dlatego żeby zobaczyc wschód Słońca...A że musiałam wczesniej wstawać, bo daleko miałam pociągiem do pracy, to naprawdę zaczęłam lubić te poranki;) A później na małej stacyjce obserwowałam sarny czy zmagania ślimaków...No i tę magiczna mgłę właśnie;-)A męża mam naprawdę kochanego!!! Wiem o tym i staram się doceniać! Basia spisała się z tym obrazem. Pewnie za jakiś czas mi się znudzi, ale póki co jesteśmy zadowoleni!Pozdrawiam ciepło!
UsuńOh, jak ja lubię takie posty! A takich ludzi jak Ty, umiących cieszyć się z codzienności, zwykłych chwil - jeszcze bardziej! :) w dzisiejszym zabieganym świecie to bardzo cenna umiejętność... przystanąć na chwilę i się zachwycić...
OdpowiedzUsuńteż staram się żyć w taki sposób :)
wyobraziłam sobie ten poranek, który opisujesz - brzmi tak pięknie! I ta niespodzianka od męża...
pozdrawiam Cię kochana serdecznie :)
Sandra ten poranek był naprawdę magiczny, aż chciałam żeby potrwał do wieczora....No ale niestety tak się nie da;)Jednak będę pielęgnować to wspomnienie w pamięci bardzo, bardzo długo...Te zwykła chwile sa tak naprawdę jednym z najważniejszych, bo to one właśnie składają się na całość:)pozdrawiam!
UsuńPiękny, pełen dobrej i zaraźliwej energii wpis. Poranki w tygodniu, kiedy szykuję się do pracy lubię zaczynać od kubka gorącej kawy albo herbaty, cichej muzyki w tle. Wstaje zwykle 1 godzinę czasem 1,5 przed wyjściem do pracy. Szykuję się chwilkę, ale lubię celebrować poranki :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że jest nas więcej:-) Czasem te poranki właśnie są jedną z niewielu chwil w ciągu całego, długiego dnia, które mamy tylko dla siebie! A pozytywny poranek to podstawa, rzutuje na całość:)Choć czasem mimo wszystko lubię pospać dłużej (chęć snu jest większa) i potem biegnę na złamanie karku, jednak mimo wszystko wolę na spokojniej to wszystko ogarniać:)
UsuńU mnie owszem chłodno - ale jak wstaję do pracy nie widzę śniegu czy mrozu ( na szczęście) zima jeszcze nie dotarła :)
OdpowiedzUsuńU nas (centralna Wielkopolska)nieźle przymroziło i sypnęło śniegiem;-) Basia z kuzynem mieli niezłą radochę, my zresztą też!Pozdrawiam!
UsuńJa też się zatrzymuję i odpoczywam, doceniam chwilę, choć całkiem inne niż takie rocznicowe :) Słońce poprawia humor, deszcz nie wydaje się straszny póki mrozu nie ma ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa lubię mróz, a najbardziej wtedy gdy jest tak właśnie pięknie, słonecznie i szczypie w nos i uszy...A co do rocznicy, to mamy ją dopiero w ostatnich dniach listopada. I mam nadzieję, że uda nam się wyskoczyć gdzieś wspólnie na kolacje (mąż bardzo dużo pracuje) i plany często ulegają zmianie tzn. są odwoływane ze względu na pracę właśnie... Dlatego tak doceniam spontany, bo życie nas nauczyło, że coś planujemy i planujemy, a potem z planów nici...Także pozdrawiam serdecznie;-)
UsuńA się mrozu boję właśnie. Nigdy nie wiem jak się ubrać i chodzę jak bałwanek :) To życzę Wam, aby udało się spędzić miło czas i jak najdłużej posiedzieć razem! :)
UsuńPiękny poranek. Choć muszę przyznać, że takie lepiej ogląda się zza szyby.
OdpowiedzUsuńTak, tak zima nadchodzi i poraża swym chłodem ale i pięknem.
Pozdrawiam:)
Cieszę się, bo dzień po napisaniu tego postu nieźle sypnęło u nas śniegiem, więc córeczka mogła przez kilka dni nacieszyc się białym puchem;) U nas spontany się najlepiej sprawdzają ze względu na pracę męża, dlatego tak bardzo doceniamy takie chwile i tak bardzo chwytają nas za serce...bo ich mało...Pozdrawiam!
Usuń