sobota, 14 października 2017

Jesiennie

   

  Pogoda nas ostatnio nie rozpieszcza... Generalnie stworzyłam sobie nawet teorię (taką wiecie, na własny użytek), iż albo generalnie jest do bani albo zwyczajnie w innych rejonach kraju jest super, tylko w naszym nie. Jednak rzeka mocno wylała, więc chyba nasza "polska złota" poszła sobie do lasu na grzyby. Mimo to, postanowiłam uchwycić jej choć trochę na zdjęciach. Tak dla lepszego samopoczucia. Mimo deszczu, wiatru i ponurych dni lubię tę naszą jesień - zaraz powiem Wam dlaczego. 

  Niektórzy (chyba znaczna większość osób z którymi przyszło mi rozmawiać na ten temat) na samą myśl o jesieni popadają w przygnębienie i czują dreszcze. Nie mogę powiedzieć, że to moja ulubiona pora roku, bo kocham wszystkie cztery, ale jakoś czuję do niej ogromy sentyment...


Za kolorowe liście.
Za krótkie wieczory.
Za mgłę i fakt, że ziemia pachnie już tak "inaczej".
Za to, że po deszczu nic tak wybornie nie smakuje jak gorąca herbata czy ciepła, aromatyczna zupa.
Za kapanie deszczu o szyby...Płyty winylowe z ukochaną muzyką są jak najbardziej na czasie.
Za to, że pies częściej ogrzewa twoje nogi i więcej się przytula.
Za długie rozmowy z moim "M".
Za kasztany, żołędzie i możliwość buszowania w liściach.
Za ogniska i pieczone ziemniaki.
Za grzybobrania.
Za przygotowywania do Świąt Bożego Narodzenia.

Za smak dyni.

Ponadto nowa pora roku przyniosła pewne zmiany. Nie tylko w naszym otoczeniu i w naszym domu ale także takie większe i wewnętrzne, bo:

- Tydzień temu odbył się chrzest Jagódki, więc było to duże wydarzenie dla naszej rodziny. Bałam się, jak moja mała zniesie mszę, przecież to taka maruda...ale ale... moje dziecko pozytywnie mnie zaskoczyło (chyba zresztą nas wszystkich). Chcę tylko jeszcze napomknąć, że dla proboszcza parafii należą się wielkie brawa, gdyż udostępnia rodzicom na czas mszy osobny pokoik gdzie można zająć się maluszkiem. Wiedziałam,że Jagoda przed uroczystością mało zjadła, więc na początku mszy usiadłam sobie wygodnie na kanapie w owym pokoju i zaczęłam po prostu karmić moją córeczkę. A ta, uspokoiła się przy piersi mamy i resztę mszy spokojnie przespała na rękach u taty. Można? Można.

- Czy tylko mi dynia kojarzy się z jesienią? Nie? Gdy zobaczyłam taką ogromną dynię u moich rodziców postanowiłam,że zrobię po raz pierwszy w swoim życiu dżem. Nie chciałam, żeby się ta piękna i dorodna dynia zmarnowała (to po pierwsze) a po drugie chyba poczułam prawdziwy instynkt Matki Polki. Mój mąż przyszedł mi z odsieczą i pomógł z większością prac przy tartce. Ja dzielnie robiłam całą resztę(pomiędzy karmieniami i milionem pobudek Jadzi, bo cała akcja rozgrywała się nocą oczywiście). Byłam z siebie bardzo dumna!!! Zresztą jestem do tej pory. Myślę, że to taki mały kamień milowy w moim życiu (możecie się z tego śmiać, ale tak właśnie to odbieram).

 - Od trzech tygodni rozpoczęłam przygodę z treningami siłowymi dla kobiet i już zauważam pierwsze subtelne efekty. Chyba wreszcie znalazłam ćwiczenia dla siebie. Tak na serio, bo coraz bardziej się w nie wkręcam. Nie ma u mnie tragedii, bo w ciąży przytyłam książkowo, ale wewnętrznie czuję, że to ten czas. Mój czas, kiedy chcę coś zmienić w swoim wyglądzie i robić coś tylko dla siebie. Dobry egoizm nie jest zły;)

A Wy za co lubicie jesień? Jeśli lubicie...


P.S. Kolejne posty będą już typowo wnętrzarskie, bo trochę się pozmieniało w moim domu wraz z nową porą roku. Aaaaa...no i będzie trochę DIY:)