sobota, 15 kwietnia 2017

Wielknoc 2017




 Wielkanoc u nas jest na totalnym luzie z jednej strony i spięciu pośladków z drugiej. Mężowski chce jak najwięcej zrobić przed porodem, ja zresztą też. Niestety w tym roku nie czuć u nas w domu świątecznej atmosfery nad czym osobiście ubolewam. Czuć za to lekkie napięcie. Mój organizm wysyła mi coraz więcej sygnałów, że to już wkrótce. Zresztą po wczorajszej wizycie u lekarza czułam się szczęśliwa i lekka niczym piórko gdy moje przypuszczenia okazały się najprawdziwszą prawdą! Moja córeczka posłuchała mamy i tydzień temu pięknie obróciła się główką w dół. Poza tym według mojego ginekologa powinnam najdalej za dwa tygodnie powitać na świecie córeczkę. Euforia pomieszana z niedowierzaniem, lekkim stresem i sama nie wiem czym jeszcze...

  Mimo to cieszę się wiosną, bo daje mi niezłego, pozytywnego kopa i czasem, który mam dla rodziny. Jakby na to wszystko nie spojrzeć święta to taki czas w który trochę zwalniamy tempo. Zero pośpiechu...Nie muszę gnać z wywalonym językiem na konkretną godzinę na świąteczne śniadanie. Bez większego konsumpcjonizmu. Bez zbędnego spięcia.

  Basia jak co roku czeka na odwiedziny Zająca, który chowa koszyk z łakociami w ogrodzie. Zawsze przeżywa kiedy będzie mogła po śniadaniu iść już szukać słodkości. I zauważyliśmy z  mężem, że samo szukanie i oczekiwanie sprawia jej dużo więcej frajdy niż konsumowanie zawartości;) Tradycja ta jest ze mną od zawsze. Wiedząc ile frajdy sprawiało mi szukanie kosza w ogrodzie w Niedzielę Wielkanocną oczywiste było, że podam tę pałeczkę dalej. Nie liczę razu gdy byłam już w liceum i myślałam, że zapadnę się pod stół ze wstydu z powodu odwiedzin Zajączka Wielkanocnego. Byłam już na to zwyczajnie za stara...
  Kochani! Nie wiem czy to nie ostatni wpis przed narodzinami mojej drugiej Kruszyny, dlatego jeśli przez jakiś czas zniknę, to wiedzcie, że zwyczajnie nie daję rady i skupiam się tak ważnym wydarzeniu. Jak tylko dojdę do siebie na pewno się odezwę! Mam nadzieję na jeszcze jeden wpis, bo chcę Wam pokazać kącik córeczki w naszej sypialni i metamorfozę łóżeczka.  W tym wypadku jednak nie ja rozdaję karty i zwyczajnie nie wiem czy będę w stanie to zrobić. Trzymajcie za mnie (za nas) kciuki, będą nam bardzo potrzebne w najbliższym czasie;)

  A teraz jeszcze klimaty wiosenne, Wielkanocne i mega pozytywne! W końcu wiosna już moi Kochani (choć pogoda ostatnio nie jest dla nas zbyt łaskawa).Czujecie ją? Bo ja tak, każdą moją mikroskopijną cząsteczką! Daje mi mnóstwo pozytywnej energii, której i Wam życzę! Wszystkiego dobrego w TE wyjątkowe święta! Spokoju, radości i zwolnienia tempa! Aaaa... i bogatego Zajączka!




  Kura zrobiona tradycyjnie przez kochaną Agnieszkę;)




I na koniec mój dzielny asystent;)


środa, 5 kwietnia 2017

Wielkanocnie


  Witajcie Kochani! Trochę opuściłam ostatnio moje blogowe życie, jednak miałam kilka powodów...


  Po pierwsze myślałam, że sezon chorobowy mamy już za sobą, ale jak to w życiu bywa nieprzyjemnie się zaskoczyłam. Najpierw dopadło moją Basię, potem mojego "M". I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo córeczka w ciągu dwóch dni poradziła sobie z wirusem, tak mojego męża rozłożyło na łopatki totalnie. Serio, myśleliśmy, że skończy się szpitalem i odwodnieniem... Na szczęście jakoś mój misio się z tego wykaraskał obronną ręką i poza osłabieniem z każdym dniem czuje się i wygląda lepiej;)Dlatego nie miałam ochoty ani na blogowanie ani na odpalanie Internetu tak w ogóle.


  Skurcze przepowiadające dają mi coraz bardziej się we znaki... Zostało mi jakieś cztery tygodnie do TEGO wyjątkowego dnia (lub nawet mniej). Nie mogę się już doczekać...choć także pojawiają się pewne obawy, bo moja córcia zrobiła mi psikusa i siedzi sobie w brzuchu głową do góry...Jeśli nie zmieni pozycji, co z każdym dniem jest coraz mniej prawdopodobne to niestety czeka mnie cesarskie cięcie, którego panicznie się boję. No totalnie nie brałam tego pod uwagę mając za sobą całkiem fajny i krótki poród Baśki.
Także ten...ponarzekałam sobie trochę...


  Ostatnio znów powróciła moja wena twórcza!!! Plus załączył mi się już na całego instynkt wicia gniazda. Wszystko w miarę możliwości porządkuję, układam, przestawiam (oczywiście z małą pomocą moich kochanych Elfów - wielkie dzięki dla mojego Męża i Natalii). Jestem już naprawdę duża i zwyczajnie szybko się męczę. Dociera do mnie i mojego "M", że został nam tak naprawdę niewiele czasu do pojawienia się drugiego brzdąca w naszym domu. Wcześniej był to dla nas taki trochę kosmos oddalony o lata świetlne. Niby człowiek jest świadomy od samego początku, ale im bliżej TEGO DNIA, robi się bardziej gorąco;)To takie dziwne uczucie: z jednej strony obawiasz się, a z drugiej tak bardzo cieszysz i nie możesz się doczekać, kiedy weźmiesz ją w ramiona...Czas jakby przecieka nam przez palce.


  Ostatnio pogoda nas totalnie rozpieszcza, więc wszyscy dzięki niej łapiemy mnóstwo dobrej energii. I oby tak zostało! A oto, co jednak udało mi się zrobić w stresującym dla mnie czasie;)Okazuje się, że rękodzieło ma zbawienną moc;)Wkrótce pochwalę się Wam metamorfozą łóżeczka dla małej i pokażę Jej kącik w naszej sypialni;)Zamówiłam także plakaty dla jednej i drugiej panny. Szaleję totalnie...Chcę żeby było miło, przytulnie i kolorowo. Tak, na punkcie kolorów i wzorów oszalałam kompletnie. Nie potrafię nawet dokładnie powiedzieć skąd to do mnie przyszło i uczepiło się jak rzep psiego ogona. Ale wiecie co? Dobrze mi z tym! Do następnego! 


Aaaaaa... i dziękuję za wasze odwiedziny i wszystkie komentarze, które tu zostawiacie! Dzięki Wam jeszcze bardziej chce się chcieć;)