niedziela, 31 lipca 2016

Ulotne chwile...

  Ryszard Riedel śpiewał, że "w życiu piękne są tylko chwile"i chyba trudno się z nim nie zgodzić. Jednak im jestem starsza, tym dochodzę do wniosku, że tych chwil jest więcej, albo zwyczajnie bardziej zwracam na nie uwagę;-) W każdym razie dzisiejszy post będzie trochę sentymentalny, bo ja jestem sentymentalna (ale o tym już dobrze wiecie). Lubię nosić aparat w torbie , bo często, gęsto bywa tak, że coś mnie zachwyci, ot tak po prostu i uda mi się zrobić dobre zdjęcie. Innym razem bywa, że idę w plener pełna nadziei na dobre ujęcia i po długim czasie odchodzę ze spuszczoną głową, niosąc pasmo porażki na barkach;-)a w jeszcze inny dzień zwyczajnie NIE wyciągam aparatu z torby, bo żal mi ulotności chwili, mimo że wiem, iż zdjęcie byłoby pewnie małym dziełem sztuki...
   Te ostatnie chwile najczęściej dotyczą mojego dziecka, które bardzo lubię fotografować, jednak czasami miałam wrażenie, że obserwuję ja przez obiektyw i skupiam się na dobrym ujęciu, niż na byciu tu i teraz z moim dzieckiem. Dlatego czasami zwyczajnie odpuszczam;) A jak to jest u Was? Lubicie robić zdjęcia? Miejsce w którym mieszkam obfituje we wszelkiego rodzaju robactwa, zapach pól i łąk dlatego modeli mam pod dostatkiem. Mamy już z mężem konkretne plany dotyczące naszego ogródka w przyszłym roku i cichą nadzieję, że uda nam się z niego zrobić sielskie miejsce, w którym będziemy kochali  przebywać. A kolejny post będzie już typowo wnętrzarski (wiem, wiem, ociągam się - wybaczcie). A na zakończenie mały deser!




Baśka podczas zabawy z Lolą. Napstrykałam wtedy mnóstwo zdjęć i każde z nich bardzo cenię. Zarówno moja córeczka jak i pies były wtedy uroczymi, małymi berbeciami...






Biedronka na naszym aucie podczas zmagań z liściem...


Ogromna ćma na piaskownicy;-)




niedziela, 17 lipca 2016

O urlopie słów kilka

Szkoda, że mój i kochanego "M"  urlop dobiega końca. Szkoda, że nie udało się zrobić wszystkiego co sobie zaplanowaliśmy.  Szkoda, że zdecydowałam się na ekstrakcję zatrzymanego zęba mądrości przed urlopem i prawie umierałam z bólu... Szkoda, że nie zdążyli wyrobić Basi dowodu na nasz wyjazd do Niemiec... Szkoda, że pogoda była w kratkę z przewagą deszczu.. No szkoda, ale...

 Mimo wszystko udało nam się zrealizować kilka fajnych spraw, istnieją środki przeciwbólowe, które pozwoliły mi jakoś funkcjonować, no i na totalnym spontanie zamiast w Toruniu wylądowaliśmy w Gdańsku! Jednak od początku...

 Nie zdążyli wyrobić Basi dowodu tymczasowego na nasz wspólny wypad do Niemiec...Było nam bardzo przykro, jednak niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć, choćby bardzo się chciało. Stwierdziliśmy, że skoro tak wyszło, to trudno, odbijemy sobie ten wyjazd w październiku. Postanowiliśmy, że nigdzie w urlop nie pojedziemy, a fundusze wyjazdowe przeznaczymy na zakup komody i  szafki RTV do salonu. Tak tez zrobiliśmy. Początkowo...

Później szanowny "M" wyskoczył z atrakcyjną wizją wypadu do Torunia. A ja na to, że skoro Toruń, to Tylko 150 kilometrów dzieli nas od Bałtyku... Początkowo się wzbraniał, ale ta szalona część nas dała o sobie znać. Szybciutko zarezerwowałam hotel i wyruszyliśmy do Gdańska. Przecież spontany są najlepsze, co nie? Też tak uważam, ale w dzień wyjazdu nie było mi już tak bardzo do śmiechu...
Gdy wyruszaliśmy lało jak z cebra! Na drodze cały czas lało dalej...Jak ciężarówka wpadła w poślizg na rondzie i zaliczyliśmy gwałtowne hamowanie byłam totalnie poskładana...Moja pogodna aura nagle oklapła. Przestraszyłam się; że jestem totalnie nieodpowiedzialna, że narażam moich najbliższych na niebezpieczeństwo...Bo kto by się odważył wybrać (przy zdrowych zmysłach oczywiście) w taką pogodę z małym dzieckiem nad morze? Przed wjazdem na autostradę musieliśmy ochłonąć i naradzić się co robić dalej. Ja i mąż chcieliśmy zawracać, Baśka postanowiła, że chce zobaczyć morze i już! Zadzwoniłam do hotelu i mówię prosto z mostu jak sprawa wygląda. Pan z hotelu stwierdził, że pogoda w mieście jest ok. No więc jaka zapadła decyzja? Jedziemy!

 Gdańsk przywitał nas ulewnym deszczem. Zdążyliśmy zwiedzić chyba wszystkie muzea w samym mieście; małej woda wylewała się  z kapci, mąż był zmęczony drogą i wściekły na mnie, że dał się namówić na "spontaniczną" podróż. Ja podkuliłam ogon i przestałam się wymądrzać skoro dałam ciała na całej linii. Jednak dobry humor nie opuszczał Basi;-) Cóż z tego, że z butów wylewa się woda, skoro mamy suche na przebranie? Jesteśmy w trójkę, zdrowi i przemoknięci i jest całkiem  okay. Szanowny "M" chciał zbierać manatki jeszcze tego samego dnia, dał się przekonać jednak córci na podróż powrotną rano. Baśka się nie poddawała i drążyła dalej i tak przekonała tatę na kolejny dzień pobytu nad morzem. I wiecie co? To była najlepsza decyzja jaką mogliśmy podjąć!!!! Pogoda na drugi dzień okazała się piękna, było ciepło i słonecznie! Gdańsk zachwycił nas totalnie! Zakochaliśmy się i zamierzamy tu wrócić jesienią! Miasto ma klimat i jest niezwykle romantyczne... Udało nam się podładować akumulatorki i zaliczyć nawet kąpiel w Bałtyku. Wróciliśmy lżejsi o parę groszy i szczęśliwsi;-) Wiecie co jednak jest najpiękniejsze? Że udało nam się wrócić cało i zdrowo (to tak po pierwsze) i że wróciliśmy do SWOJEGO domu...;-)I takie powroty lubię najbardziej!!! A teraz zaleję Was zdjęciami z pięknego Gdańska;) Na pewno tu wrócimy!

  Gdańsk przywitał nas ulewą...








 Zaliczyliśmy jazdę na diabelskim młynie;) Było świetnie zobaczyć miasto z tej perspektywy...






  Żuraw - wizytówka Gdańska;-) Tu można poczuć klimat starego portu!

  Baśka z tatą;)



Ja i Basia w muzeum morskim

 Nazbierałyśmy mnóstwo muszelek (niektóre z zawartością). Musiałyśmy część wrzucić znów do morza;-)


 Zdziwiłam się, że woda w tym roku jest taka "ciepła"...Serio, serio, jak na standardy Bałtyckie, to miłe zaskoczenie!
P.S. Kochani obiecuję, że od teraz wpisy będą pojawiać się częściej!